Tomasz Różycki - jeden z przedstawicieli poetów młodego pokolenia. Urodzony w 1970 roku. Poeta, tłumacz, romanista związany z Opolem. Moim zdaniem jeden z najzdolniejszych polskich twórców obecnych czasów (o wiele ciekawszym niż Świetlicki) - niezwykle oryginalny, zaskakujący, trafnie i głęboko opisujący obserwowaną rzeczywistość. Najbardziej znany z nowatorskiego poematu Dwanaście stacji nawiązującego w dużym stopniu do Kartoteki Różewicza i stylu mickiewiczowskiego znanego z Pana Tadeusza, choć według mnie to nie jest perła w jego bogatej twórczości. O wiele bardziej przemawiają do mnie jego piękne wiersze, w tym Stara Twierdza, której zamierzam poświęcić kilka chwil.
Stara Twierdza
Skończył się wiek dwudziesty i literatura
opuściła już miasta, ich ciepłe popioły,
zapomniane pokoje, głębokie kościoły,
głosy w piwnicach, wiśnie i dni przed maturą,
archeologię i Niemców, Żydów, Polaków i tłumy
na dworcach. Umarł Schulz, Roth umarł. Od tej pory
literatura porzuciła już upiory
ulic, dzielnic, ogródków, zrzuciła mundury
i zamieszkała w pustce, tam, gdzie jest jej miejsce
od zawsze, od początku. Przeniosła się wreszcie
do ciężkiej biblioteki, do archiwum plików
wirtualnej maszyny. Umarli już Brodski,
Mandelsztam i Leśmian, i wstąpiła w otchłań,
do zagubionych listów, zdjęć, do snów, do nikąd.
O dorobku twórców minionych epok można wiele powiedzieć. Każdy potrafi wymienić chociaż jedno dzieło Adama Mickiewicza, nikomu nie są obce treny Jana Kochanowskiego. Julian Tuwim to poeta, którego znają chyba wszyscy, z Krzyżakami Henryka Sienkiewicza miał do czynienia każdy. Ale to ludzie, w których twórczości głośnym echem odbijają się ważne wydarzenia czy problemy społeczne. Literatura stanowi swoisty nośnik pamięci dla tego, co minęło. Dzięki twórcom ubiegłych stuleci w pamięci potomnych zachowało się to, co najważniejsze. Dzięki polskim tekstom kultury nigdy nie zapomnimy o cierpieniu rodaków żyjących pod obcym panowaniem, ich poświęceniu w imię walki o wolność, tragedii ludności żydowskiej podczas Holocaustu, traumie tych, którzy przeżyli II wojnę światową, wartościach cenionych przez naszych przodków. Historia determinowała istnienie literatury, dawała artystom powody do tworzenia ich, często wiekopomnych, dzieł. Zabory, życie w niewoli, odzyskanie niepodległości, życie w wolnym kraju, II wojna światowa, Holocaust, komunizm - to te wydarzenia stały się inspiracją dla twórców dziewiętnasto, a przede wszystkim dwudziestowiecznych. To te wydarzenia determinowały ich postawy i uczucia, one nadały kształt ich twórczości, zapewniały sztuce prozatorskiej i poetyckiej rację bytu. Literatura w tamtym okresie nie była tym, czym jest dzisiaj. Była bronią, narzędziem służącym walce z okupantem, lekarstwem na wszelkie troski i zmartwienia, dawała nadzieję na to, że kiedyś wszystko się zmieni, "pokrzepiała serca". Ale wojna się skończyła, Holokaust minął, komunizm upadł. Czy to znaczy, że poeci i pisarze stracili źródła, z których mogą czerpać inspirację? Czy wobec braku tak tragicznych i bolesnych wydarzeń, jak te wymienione wcześniej, literatura straciła dotychczasową wartość? Czy przestała być potrzebna w obecnych czasach? Odpowiedzi na to pytanie spróbował poniekąd udzielić ktoś, kto sięgnął za pióro teraz, współcześnie. Tym człowiekiem jest Tomasz Różycki, poeta urodzony w 1970 roku, a więc osoba młoda, której dorosłe życie przypadło już pod koniec komunizmu w Polsce. W wierszu Stara twierdza wysnuwa pesymistyczne wnioski na temat roli literatury we współczesnym życiu, stara się roztrzygnąć, czy literatura jest nam jeszcze w ogóle potrzebna.
Utwór otwierają słowa skończył się wiek dwudziesty, ponadto wiersz powstał w listopadzie 2004 roku. Poeta w swoim tekście odnosi się do czasów dla niego już nieosiągalnych, ponieważ w tej strofie padają również słowa i literatura opuściła już miasta, ich ciepłe popioły, zapomniane pokoje, głębokie kościoły, głosy w piwnicach, co przywodzi na myśl jedno - wojnę. Można znaleźć tutaj odniesienie do obrazu zarówno ruin zbombardowanej po powstaniu Warszawy, jak i innych zniszczonych w latach 40. europejskich miast - to właśnie ich popioły opuściła upersonifikowana literatura. Pozostawiła też zapomniane już, może opuszczone w pośpiechu, pokoje; stanowiące kiedyś potężne oparcie dla cierpiących ludzi kościoły, a nawet głosy przerażonych osób ukrywających się w piwnicach. Kolejna strofa potwierdza wysnuty wyżej wniosek. Literatura opuszcza (...) Niemców, Żydów, Polaków i tłumy na dworcach, czyli zostawia w spokoju niemieckich oprawców z okresu II wojny światowej, uciemiężoną ludność żydowską i żyjących w okupowanym kraju Polaków. Co więcej, literatura zrzuca mundury - pozostawia to, co się zdarzyło za sobą, nie zamierza do tego wracać, uwalnia się spod władzy tych bolesnych wydarzeń, którym służyła do tej pory. Warto się zastanowić, dlaczego poeta przywołał w tekście elementy rzeczywistości kojarzące się w wojną? Można zaryzykować stwierdzenie, że w ten sposób przywołał ostatnie wydarzenia, które w tak ogromnym stopniu zawładnęły twórczością pisarzy i poetów. Po wojnie zastanawiano się już tylko, jak pisać po Holocauście. Wspomnienia ogromnych tragedii i zbrodni dokonanych w czasie tej wojny odcisnęły okrutne piętno na twórczości tych, którzy pisali podczas okupacji, a także po jej zakończeniu. To w swoich tekstach rozliczali się z przeszłością (Ocalony Różewicza), próbowali utrwalić te wydarzenia, aby nikt o nich nie zapomniał (Warkoczyk Różewicza, Pamiętniki z powstania warszawskiego Białoszewskiego), oddawali cześć tym, którzy zginęli i zapewniali, że ich ofiara nie poszła na marne (Pieśń o żołnierzach z Westerplatte Gałczyńskiego), próbowali odnaleźć się w wojennej rzeczywistości (Baczyński i Kolumbowie). Ale wojna się skończyła, mijały lata, rany zaczęły się goić, twórcy zaczęli powoli odchodzić. Trzeba było pogodzić się z przeszłością, zacząć od nowa. Poeci i pisarze próbowali skupić się na czymś innym, nie chcieli być już niewolnikami wspomnień z wojny. I pisali dalej. Ale to nie była już twórczość tak głośna i emocjonalna, jak ta powstała w latach 40. i 50 XX wieku. Była bardziej oszczędna, intymna, skupiała się na uczuciach towarzyszących człowiekowi, przestała być patriotyczna i pełna nadziei, bo nie było potrzeby pokrzepiać Polaków, zaczęto odchodzić od tematyki wojennej, jednak nie zdarzyło się nic, co mogłoby tak gwałtownie i potężnie zawładnąć literaturą, jak tragedia okupacji hitlerowskiej i eksterminacji ludności żydowskiej. Ludziom zaczęło się wydawać, że to, czemu warto było poświęcić utwory literackie, zostało już spisane. Sytuacja polityczna i społeczna uległa stabilizacji, ludzie nie musieli już szukać oparcia w wierszach i tekstach prozatorskich, nie potrzebowali już zapewnień o lepszych czasach, o wolności, bo to zostało osiągnięte. Współcześni pisarze i poeci stanęli przed trudnym zadaniem, trzeba było znaleźć coś, o czym warto pisać, na co warto zwracać uwagę. Ale czy to miało jeszcze sens? Czy literatura mogła mieć jeszcze do odegrania jakąś rolę? W czym mogła ulżyć ludziom, jak miała się odnaleźć w nowych czasach? Czy w ogóle istniała jakakolwiek szansa dla niej? Czy to wina literatury cierpiącej na brak inspiracji czy ludzi, którzy przestali się nią interesować? Różycki wysnuwa kontrowersyjną tezę, w której twierdzi, że literatura porzuciła już upiory ulic, dzielnic, ogródków, zrzuciła mundury. Co miał na myśli tworząc to wyliczenie? Może literatura zerwała krępujące ją więzy, przestała być niewolnicą pamięci o tym, co się już zdarzyło? Może odeszła, bo nie jest już potrzebna? Może jej wartość w obliczu obecnej rzeczywistości pozbawionej globalnych hekatomb, przykładów bestialstwa i zezwierzęcenia spadła? Może nikogo już nie interesuje, skoro ludzie nie potrzebują już ukojenia w bólu, lekarstwa na niemożność pogodzenia się z losem? W obecnych czasach, w ojczyźnie Różyckiego, panuje względny spokój, Polska jest krajem wolnym i niepodległym, demokratycznym. Nie jest rozdzielona między sąsiadów, jej mieszkańcy nie ponoszą już śmierci za walkę o wolność, nie toczą się na jej terenie okrutne zbrodnie, rodacy nie są już uciemiężeni przez wroga, nie prowadzą bratobójczych walk. W kraju panuje spokój i dobrobyt. Może w takich realiach literatura nie jest już tak potrzebna, nie cieszy się taką popularnością i szacunkiem, co zwłaszcza w ubiegłym wieku? Może dlatego usunęła się i zamieszkała tam, gdzie według Różyckiego, jest jej miejsce od zawsze, od początku", w pustce, wstąpiła "w otchłań. Ponadto, poeta przywołuje wielkich twórców XX wieku - Mandelsztama, Leśmiana, Schulza, Brodskiego. Byli poetami, prozaikami, eseistami, krytykami, niektórzy mieli żydowskie pochodzenie. W większości łączy ich to, że byli prześladowani (Mandelsztam, Brodski) albo ponieśli śmierć w czasie wojny (Schulz). Nazwisko każdego z nich pojawia się jedynie w kontekście tego, że ich śmierć spowodowała odejście literatury. Te słowa przywodzą na myśl wiersz Czesława Miłosza O poezji z powodu telefonów po śmierci Herberta, w których poeta wyraża swoje stanowisko na temat relacji między autorem a jego dziełem. Miłosz wskazuje na to, że poeta jest jedynie sługą poezji, istotą kruchą, nędzną, której przeznaczeniem jest śmierć. Poezja natomiast jest nieśmiertelna, wieczna i po śmierci swojego "sługi" opuszcza go i "wędruje światem" wolna od "majaków psychozy, krzyku gnijących tkanek, męki wbitego na pal", czyli wolna od marnych spraw doczesnych i ludzkich. Horacy myślał wręcz odwrotnie (co w kolejnych wiekach podkreślał Kochanowski chociażby w pieśniach), co widać zwłaszcza w Odzie II lub utworze Exegi monumentum, z którego pochodzi słynne non omnis moriar (nie wszystek umrę). Rzymski poeta w swojej twórczości widział szansę na przetrwanie w pamięci potomnych, literatura była dla niego narzędziem, które miało go unieśmiertelnić w pewien sposób, sprawić, że mimo, iż on sam umrze, jego twórczość będzie trwać. Różycki polemizuje z tą teorią gorzko stwierdzając, że wraz ze śmiercią autorów, ich dzieła tracą na znaczeniu, literatura cierpi na tym, gdyż nie ma osób, które mogłyby tworzyć i zapewniać jej ciągłość. Ponadto, poeta dostrzega pewien upadek świata, jego niszczenie, czemu ma służyć przywołanie sylwetek wymienionych już poetów. Jeden z wierszy Mandelsztama przyczynił się do narażenia się władzy komunistycznej w ZSRR, co w konsekwencji doprowadziło poniekąd do zesłania go na osobisty rozkaz Stalina, w wyniku czego zmarł. Za swoje pochodzenie zginął natomiast Brunon Schulz - został zastrzelony w getcie przez niemieckiego żołnierza. Być może Różycki stara się udowodnić, że życie ludzkie jest bardzo nietrwałe i łatwo je stracić, a słowo potrafi mieć niezwykłą moc. Mówiąc o relacji między autorem a jego dziełami w "Starej twierdzy" można również wysnuć wniosek, że twórcy najczęściej podtrzymują literaturę przy istnieniu. Gdy oni umierają, ona również stopniowo staje się coraz bardziej zapomniana i zanika. Interesujące jest stwierdzenie o miejscu, w którym, według autora wiersza, powinna znajdować się literatura. Wymienione są tu "pustka", "otchłań", "ciężka biblioteka", "archiwum plików wirtualnej maszyny", "zagubione listy, zdjęcia, sny". Łatwo zauważyć rozbieżność między dwoma pierwszymi wyrażeniami a pozostałą grupą. Pustka i otchłań kojarzą się zwykle z czymś niemożliwym do zdefiniowania, ogarnięcia wyobraźnią, czymś abstrakcyjnym. Biblioteka, archiwa, listy, zdjęcia to pojęcia, które znamy, jesteśmy w stanie poznać je zmysłami, dotknąć, zobaczyć. Jak więc zrozumieć te słowa? Może chodzi o to, że nikt nie jest w stanie dokładnie określić, skąd pochodzi literatura? W jaki sposób się narodziła? Czy twórcy są jej sługami, co zasugerował Miłosz i po ich śmierci zostaje uwolniona i wędruje (światem, w pustce, w otchłani?) czy może autorzy ją kształtują, ubierają w słowa, dlatego po ich śmierci pozostaje w tym, co materialnego po nich pozostało, w listach, na zdjęciach, w snach? Może przeznaczeniem literatury jest znalezienie się w zbiorach starej biblioteki? Może miejscem literatury jest tytułowa "stara twierdza", sędziwa budowla będąca kolebką literatury, do której powoli zaczyna ona powracać? Może nie ma żadnego miejsca, w którym powinna się znaleźć, stąd "donikąd" wieńczące tekst? Uwagę przykuwa wyrażenie "archiwalne pliki wirtualnej maszyny", które mogą pomóc w spojrzeniu na tekst z innej perspektywy. Może Różycki mówi w gorzki sposób nie o samej literaturze, ale o ludziach i zmianach, jakie zaszły w ich mentalności? Biorąc pod uwagę to, iż wiersz powstał dopiero w 2004 roku, a sam poeta jest człowiekiem młodym i bacznie obserwującym otaczający go świat (poemat Dwanaście stacji), można wysnuć wniosek, iż to ludzie się zmienili, przestali interesować się literaturą, odrzucili ją, zrezygnowali z niej na rzecz "wirtualnych maszyn", które ją wyparły i sprawiły, że przeniosła się do plików w archiwum tychże maszyn. Wówczas, również wyliczenia literatura porzuciła już upiory ulic, dzielnic, ogródków, a także opuściła wiśnie i dni przed maturą można byłoby uznać za wyraz żalu za tym, że to, co związane z codziennością, sprawami na pozór zwykłymi i mało ważnymi wciąż jest wypierane przez patetyczną, poważną, pełną moralizowania tematykę albo że coraz bardziej traci znaczenie wskutek zmian zachodzących we współczesnym świecie.
Stara twierdza to wiersz o dosyć ponurym wydźwięku. Oszczędny w swojej formie, pozbawiony wyszukanych środków artystycznego wyrazu (z wyjątkiem wyliczeń i uwypuklających treść przerzutni) pozwala dostrzec to, co w nim istotne. Różycki wskazuje na wciąż słabnącą pozycję literatury we współczesnym świecie podyktowaną zmianą mentalności ludzi i brakiem silnych bodźców z zewnątrz mogących stanowić inspirację dla twórców. Pesymistycznie mówi o stopniowym odchodzeniu literatury w niepamięć spowodowanym spadkiem zainteresowania, śmiercią tych, którzy wybitnie się dla niej zasłużyli, brakiem potrzeby jej znajomości. Poeta wskazuje na to, iż wraz z końcem XX wieku literatura nie odgrywa już tak ważnej roli jak w latach 40., posępnie kończy swój tekst wymownym "donikąd", co sugeruje, że literatura przestaje pełnić funkcje, które przez wieki jej przypisywano.
~R.