niedziela, 14 czerwca 2015

Serialowe rozgrywki - Na krawędzi (2012)

Na krawędzi - serial reklamowany jako najbardziej wyczekiwana, najczęściej komentowana, najgłośniejsza polska produkcja sensacyjna. Muszę przyznać, że oglądając pierwsze plakaty, trailery i obserwując całą akcję promocyjną, to spodziewałam się jakiejś ambitniejszej wersji W11, ewentualnie miernej kopii chcącej dorównać fenomenowi Pitbulla albo Gliny. Niestety, ekipa odpowiadająca za promocję Na krawędzi się nie postarała - wyszło tanio, nijako i ogólnie mało zachęcająco. Ale postanowiłam nie skreślać tego tytułu z uwagi na wielkie nazwiska obecne na liście obsadzonych aktorów - Baka, Simlat, Bonaszewski, Sadowski, Fronczewski, Małecki. Pomyślałam, czemu nie, warto spróbować i kierując się słynnym nie oceniaj książki po okładce, włączyłam pierwszy odcinek. 



Po trzech długich dniach udało mi się dobrnąć do ostatniego, trzynastego, odcinka drugiego sezonu. I cofnęłam niemal wszystkie krytyczne uwagi, o których pomyślałam przed seansem. Przyznaję, że byłam pod wrażeniem tego, jak ten serial mnie wciągnął. Pierwszy sezon to historia Marty Sajno - na pozór szczęśliwej i niezależnej kobiety posiadającą imponujący majątek, prowadzącą fundację działającą na rzecz kobiet będących ofiarami przemocy, przede wszystkim na tle seksualnym. Jednak pozory mylą - pani Sajno po kilkunastu latach pobytu w Kanadzie, wraca do Polski, nie tylko po to, aby spełniać się jako filantropka, ale po to, aby na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość czterem mężczyznom, którzy przed laty okrutnie ją skrzywdzili. Fabuła niczego sobie, sposób realizacji jeszcze lepszy, ale wydaje mi się, że gdyby nie świetny dobór obsady, to nie wyglądałoby to tak dobrze. Genialnego charakteru całej serii nadała obecność takich pereł polskiego kina (i polskiej sceny teatralnej również!) jak Mariusz Bonaszewski, Przemysław Sadowski, Mirosław Baka, Łukasz Simlat. Oglądając pierwszy sezon cały czas wydawało mi się, że to aktorzy i solidnie napisany scenariusz budują ten serial, co pomogło ukryć wszelkie niedociągnięcia czy irytujący montaż. Chyba najlepszym przykładem potęgi połączenia dobry scenariusz + dobry aktor jest Przemysław Sadowski wcielający się w rolę policjanta Andrzeja Czyża, lojalnego przyjaciela Tomasza Kamińskiego (Marek Bukowski) i człowieka posiadającego ogromną liczbę "kolegów" w różnych branżach. Pan Sadowski to nie tylko, jak się okazało, rewelacyjny aktor teatralny (Nasza Klasa Słobodzianka, Przylgnięcie w reżyserii Aldony Figury), równie dobrze spisuje się na planie filmowym. Jego postać była zdecydowanie najbardziej wyrazista, nie wiem, czy to za sprawą jego wybitnych umiejętności aktorskich czy to kwestia scenariusza, w sumie nie ma to znaczenia, Sadowski świetnie odegrał rolę cynicznego, złośliwego, lubiącego wypić policjanta cechującego się jednak wielkim szacunkiem do takich wartości jak lojalność czy przyjaźń. Kwestie Andrzeja Czyża, nie dość, że świetnie napisane, to jeszcze doskonale wypowiedziane przez Sadowskiego niezwykle podnoszą wartość serialu jako całości. 


Łukasz Simlat, zdecydowanie jeden z moich ulubionych polskich aktorów. Uwielbiam go niezależnie od tego gdzie zagra i w jakim spektaklu wystąpi. Simlat to człowiek niezwykle charyzmatyczny, przyciągający widza, każda jego rola jest świetna, zapamiętywana i wyrazista, co udowodnił już u Żuławskiego w serialu Krew z krwi czy u Szumowskiej w filmie W imię... To między innymi jego nazwisko w obsadzie Na krawędzi przyciągnęło mnie i zachęciło do obejrzenia. Liczyłam na podobną kreację, co w Krwi z krwi i nie zawiodłam się. Simlat w roli Protasa - bandziora zabijającego ludzi za pieniądze, ale posiadającego pewne swoje zasady, których nigdy nie łamie, na początku pracował dla jednego z oprawców Marty Sajno, później dla drugiego, w końcu zaczął prowadzić własną grę, aby finalnie stanąć po stronie Sajno i pomóc jej w rozwiązaniu sprawy gwałtu na niej sprzed 20 lat. Niejednoznaczna postać, trudno odgadnąć motywy niektórych jego postaw, chociaż cel jego działania jest dobrze znany. Simlat rewelacyjnie spisał się w tej roli, zresztą jak w każdej. Był przekonywujący, profesjonalny, świetnie odegrał rolę brutalnego bandyty z zasadami. 


Bonaszewski i Baka. Dwóch genialnych aktorów, w dwóch różnych rolach. Mariusz Bonaszewski podbił moje serce rolą człowieka od brudnej roboty w serialu Krew z krwi, a ostatnio genialną kreacją księdza Robaka, Jacka Soplicy w spektaklu Pan Tadeusz - wszystkie słowa Teatru Narodowego. W Na krawędzi przyszło mu jednak grać wyrachowanego adwokata (wcześniej prokuratora) - jednego z czterech mężczyzn, którzy tuszowali sprawę gwałtu na Marcie Sajno, człowieka bez skrupułów, prawdopodobnie z dosyć elastyczną moralnością, niewahającego się podjąć najdrastyczniejszych kroków, by chronić swoje interesy. Mirosław Baka, niezapomniany Jacek Łazar w Krótkiego filmu o zabijaniu (1987) Kieślowskiego, tym razem wcielił się w postać adwokata przed laty broniącego Marty Sajno, poznajemy go jednak jako bezrobotnego pijaka przesypiającego całe dnie w swoim mieszkaniu w jednej z warszawskich kamienic. Baka, jak zwykle zresztą, spisał się genialnie jako człowiek, niegdyś przebiegły i chciwy, teraz drżący na myśl o tym, co może odkryć jego dawna klientka - świetnie oddał złożoność swojej postaci, jej niejednoznaczną naturę. 

Bonaszewski w roli mecenasa Niemczyka




Baka jako mecenas (były) Karski

Pozytywne wrażenie wywarł na mnie również znany z podkładania głosu Jacek Kopczyński - tym razem jako niemy osobisty ochroniarz i równocześnie najlepszy przyjaciel Marty Sajno, chociaż nie wypowiedział ani jednego słowa (nie licząc bycia narratorem) to dla mnie był jedną z najciekawszych, najbardziej tajemniczych postaci serialu świetnie zagraną przez Kopczyńskiego. Fajnie spisał się również Jakub Wieczorek w roli policjanta z wydziału terroru i zabójstw - Potockiego, sceny dialogów między nim a Czyżem należały do najlepszych fragmentów całego scenariusza, to również była niezwykle wyrazista, konkretna postać budująca całkiem niezły klimat serialu sensacyjnego. 


Jacek Kopczyński, Cichy
Wieczorek jako Potocki

Mieszane odczucia budzą u mnie odtwórcy dwóch, ponoć głównych ról, Urszula Grabowska i Marek Bukowski. Marta Sajno w zamierzeniu miała być elegancką, chłodną kobietą sukcesu bezwzględnie niszczącą ludzi, którzy ją skrzywdzili. Grabowska wizualnie pasowała idealnie - to piękna, pełna klasy kobieta w średnim wieku, więc do roli pasowała jak ulał. Gorzej było, kiedy otwierała usta, bo w sporej części scen jej aktorstwo pozostawiało wiele do życzenia - było drewniane, sztywne, wyuczone, co niezwykle przeszkadzało w oglądaniu, ale z każdym odcinkiem odczuwało się to, na szczęście, coraz mniej, aktorka zaczęła być przekonywująca i nawet doceniłam to, w jaki sposób odegrała powierzoną jej rolę. Gorzej z Bukowskim, który zupełnie nie poradził sobie z rolą bystrego policjanta z uporem maniaka szukającego czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc rozwiązać zagadkowe poczynania Marty Sajno. W każdej scenie wypadał niezwykle sztucznie, nie był ani trochę przekonujący, a w duecie z Sadowskim czy Bonaszewskim był niestety słabszym ogniwem, wypadał blado i nijak - był jedynie rekwizytem, przystojnym i czarującym, ale rekwizytem. 


Grabowska jako Marta Sajno

Bukowski jako Tomasz Kamiński

Pierwszy sezon Na krawędzi był niezwykle pozytywnym zaskoczeniem - szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że będzie to aż tak niezłe. Jak wspomniałam, spodobał mi się pomysł na fabułę, jego realizacja, świetny dobór obsady. Historia Marty Sajno i jej własne, prywatne śledztwo bardzo mnie wciągnęło, ani na chwilę nie oderwałam wzroku od telewizora, nieustannie ciekawiło mnie rozwiązanie zagadki. Irytował niestety montaż, który często przypominał charakterystyczny sposób kręcenia filmów paradokumentalnych i "seriali sensacyjnych TVN" (W11, Detektywi i te sprawy), co często całkiem mnie bawiło (zamiar miał być chyba inny). Dobór muzyki do serialu pozostawię chyba w spokoju - była, czasami nie pasowała, ale nie psuła odbioru serialu, więc nie będę się nad tym rozwodzić. 


Drugi sezon, chociaż zapowiadał się ciekawie - pomysł z międzynarodowym problemem handlu dziećmi, sprzedażą niemowląt przez matki, średnio legalnymi badaniami nad leczeniem wirusa HIV wydawał się całkiem przemyślany - okazał się o wiele gorszy od serii numer jeden. Dodanie postaci inspektor Leny Korcz miał być próbą odświeżenia serialu, nadania mu nowego charakteru mającego przyciągnąć i zaciekawić widzów. Niestety, Kamilla Baar, niewątpliwie piękna i zdolna, irytowała od pierwszej chwili, gdy pojawiła się na ekranie. W zamierzeniu miała być kolejną, obok Marty Sajno (Grabowska) czy Tamary (Hirsch), strong woman serialu - niezależna indywidualistka przełamująca konwenanse, zdolna i bystra policjantka z zawziętością tropiąca złych ludzi. Jednak teoria a to, co miałam okazję zobaczyć na ekranie to dwie różne rzeczy. Baar, jak wspomniałam, to całkiem zdolna aktorka obdarzona przyjemną aparycją, jednak w tej roli się nie sprawdziła. Grała niezwykle irytująco (chyba nie tak miało być), a szkoda, bo jej postać powinna wzbudzać sympatię i zdobyć wielu fanów - może tylko się czepiam, ale jej wizja wykreowania pani Korcz mnie nie porwała, nie przekonała, nie zachwyciła i nawet zaczęło mi brakować zepchniętego na drugi plan Bukowskiego jako Tomasza Kamińskiego. 


Drugiej serii zabrakło niestety w wielu momentach logiki i sensu, nadto aż było sentymentalnych i ckliwych scen, które zniszczyły i tak niedopracowaną atmosferę serialu. Sezon obfitował w sceny zupełnie niepotrzebne, często mało logiczne, które zamiast przybliżać do rozwiązania zagadki, tylko oddalały od tego bohaterów. Chociaż silna ekipa pierwszego sezonu (Sadowski, Hirsch, Grabowska, Wieczorek, Simlat) nadal trzymała poziom, a nowe twarze serialu (Małecki, Dedek, Wardejn, Juras) spisywały się równie świetnie, to czegoś tutaj zabrakło. Ewidentnie coś nie zagrało - odcinki zaczęły się dłużyć, stały się nudnawe, postać Leny Korcz nie pomagała. Na szczęście z odsieczą ruszyli wymienieni przeze mnie aktorzy, zwłaszcza Małecki i Wadrejn. Grzegorz Małecki w roli Krzysztofa Kędzierskiego - mężczyzny, który nie bez powodu stanął na drodze Tamary Madejskiej (Maja Hirsch) wypadł naprawdę nieźle, w każdym odcinku jego postać wyczyniała skrajnie odmienne rzeczy, które nie pozwalały jednoznacznie ocenić tej postaci. Zdzisław Wardejn, rzadko pojawiający się w pierwszym sezonie, nadrabiający to w drugim, w roli pułkownika Kani, cynizmem, chamstwem i złośliwością dorównywał Sadowskiemu wcielającemu się w postać Andrzeja Czyża, dzięki czemu stał się jedną z moich ulubionych postaci. 

Małecki w roli Krzysztofa Kędzierskiego


Wardejn jako pułkownik Kania

Cóż, mimo tego, iż jestem pod ogromnym wrażeniem tego, z jaką wyrazistością stworzono postaci serialu Na krawędzi, jak fenomenalnie poradzili sobie aktorzy, jak ciekawie wymyślono intrygi, z którymi musieli poradzić sobie bohaterowie. Wszystko pięknie i wspaniale, ale jest jednak coś w tym serialu takiego, co nie pozwala mi go oceniać wysoko, brać zupełnie na poważnie. Nie do końca potrafię powiedzieć, co to takiego, ale czegoś ewidentnie mi w nim brakuje. Chyba brakowało mi tej świetnej atmosfery, z jaką miałam do czynienia przy okazji Pitbulla, Gliny czy Krwi z krwi. Twórcom nie udało się do końca zbudować klimatu, jaki powinien charakteryzować dobry serial sensacyjny - czasami było za mdło, zbyt ckliwie, czasami aż zbyt dosadnie. Momentami czułam, jakbym oglądała Fakty albo wspomniane już W11- wydział śledczy, a chyba tak nie powinno być. Niemniej jednak, serial wciąga i wywiera dosyć pozytywne wrażenie, w skali 1-10, oceniłabym go na mocne 6, bo miał niezwykły potencjał, aby stać się świetnym, solidnie zrobionym serialem kryminalnym i chociaż wiele mu brakuje do klasyków polskich produkcji kryminalno-sensacyjnych, to naprawdę Na krawędzi trzyma poziom i warto go obejrzeć, przynajmniej pierwszy sezon, chociażby dla doskonałego aktorstwa.



~R.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz