środa, 3 czerwca 2015

Czy Sherlockowi służą realia współczesnego Londynu?


Jedna z najczęściej oglądanych produkcji stacji BBC, serial Sherlock, po raz pierwszy wyemitowany w 2010 roku należy niewątpliwie do grupy najoryginalniejszych pomysłów na stworzenie czegoś na motywach tekstu już powstałego. Kto by pomyślał, że słynny cykl o przygodach błyskotliwego detektywa Sherlocka Holmesa tak doskonale zostanie dostosowany do realiów współczesnego Londynu. Pierwowzór napisany przez sir Arthura Conan Doyle'a a to, co stworzył Moffat i Gatiss dzieli ponad stulecie. Czy taka wariacja na temat dzieła wybitnego Szkota była dobrym pomysłem? Dla mnie, jako osoby, która uwielbia książki Doyle'a i niespecjalnie przepada za wersją filmową, w której zagrał Robert Downey Jr. taki pomysł na zekranizowanie przygód Sherlocka Holmesa był strzałem w dziesiątkę. 


Nie będę się rozwodzić na temat różnic i podobieństw między pierwowzorem a wersją BBC, bo to mija się z celem. Podoba mi się sam pomysł na to, by książki, których akcja toczy się w XIX-wiecznych realiach Wielkiej Brytanii przenieść do XXI-wiecznego Londynu, bo to udowadnia, że dzieło Conan Doyle'a jest uniwersalne i bardzo elastyczne, dzięki czemu nie ma najmniejszego problemu z dostosowaniem fabuły i postaci do czasów nam obecnych. Co więcej, kryminalne zagadki tworzone przez pisarza okazały się świetną podstawą do tworzenia poszczególnych odcinków serialu, stały się inspiracją do luźnej interpretacji, co dało szerokie pole do popisu scenarzystom. Tytuły epizodów, mniej lub bardziej nawiązujące do kolejnych części książek o Sherlocku Holmesie stanowią genialną zabawę dla miłośników serii o przygodach wybitnego detektywa, którzy z łatwością wyszukują podobieństwa i różnice, między tym, co w książkach a tym, co na ekranie. Do tej grupy zaliczam się również ja i przyznam, że oglądanie serialu przy równoczesnej znajomości książek to rewelacyjnie wspaniałe połączenie. 



Pierwszą rzeczą, która w Sherlocku mnie zachwyca to genialna, idealnie dobrana obsada aktorska, dzięki której serial zyskuje na wartości. Benedict Cumberbatch zbudował swoją postać zupełnie od nowa - bez wzorowania się na aktorach, którzy wcielili się w rolę detektywa wcześniej. Sherlock produkcji BBC jest sporo młodszy, o wiele przystojniejszy, bardziej socjopatyczny i pozbawiony manier niż jego poprzednicy - jedyny na świecie "detektyw doradczy", który pomaga policji kiedy ta sobie nie radzi, czyli zawsze. Złośliwy, uparty, niedbający o ludzi, na których mu zależy, bystry, genialny, z łatwością interpretujący fakty. Potrafi widząc człowieka, określić czym się zajmuje, jaka jest jego sytuacja w rodzinie, ile zarabia, co jadł na śniadanie. Nie dba o to, co myślą o nim inni, nie zwraca uwagi na to, co ktoś mówi, uwielbia się popisywać, zwłaszcza przy Watsonie. Na co dzień ignoruje swojego najlepszego przyjaciela, wytyka mu wady i to, że nie jest specjalnie bystry, dogaduje mu przy każdej możliwej okazji, często mocno rani (zwykle nieświadomie), po czym ma problemy ze zrozumieniem złego nastroju Johna, chociaż niewątpliwie John Watson jest jego najlepszym przyjacielem, dla którego byłby w stanie zrobić bardzo wiele. Sherlocka w takim wydaniu zafundował nam angielski aktor, Benedict Cumberbatch i muszę przyznać, że taka wersja detektywa niezwykle mi pasuje, ponieważ udało mu się nadać tej postaci nowego, świeżego, nieznanego wcześniej, co, biorąc pod uwagę mnogość produkcji filmowych związanych z Sherlockiem, jest niebywałą zaletą. Co więcej, zdecydowanie przyjemniej patrzy mi się na geniusza przed czterdziestką i z inną twarzą niż Roberta Downey'a Jr.  Mogłoby się wydawać, że Sherlock Holmes w takim wieku to nie jest specjalnie trafiony pomysł, biorąc pod uwagę, iż w kulturze sylwetka detektywa utrwaliła się jako postać człowieka w średnim wieku i starszym, palącym fajkę - słowem, scenarzyści i Cumberbatch wyszli stereotypowemu spojrzeniu na przeciw i wygrali! Angielski aktor w tej roli jest czarujący, pociągający, energiczny, enigmatyczny i w głównej mierze dzięki niemu zawsze z chęcią zasiadałam przed ekran i z wypiekami oglądałam kolejne odcinki poświęcone jego przygodom. 




Najlepszy przyjaciel Sherlocka i prawdopodobnie jedyna (albo jedna z dwóch) osoba, która zna i rozumie go najlepiej - John Watson. Weteren wojny w Afganistanie, kapitan armii brytyjskiej, ranny w czasie misji, wraca do Londynu, do którego nie może przywyknąć. Dręczą go koszmary, dręczy go kontuzja, dręczy go brak pieniędzy. Watson to człowiek pragmatyczny, twardo stąpający po ziemi. Gdy spotyka na swojej drodze Sherlocka Holmesa, wydawałoby się, że to dwa skrajnie różne charaktery, zupełnie różne osobowości, które nigdy nie znajdą wspólnego języka. Nic bardziej mylnego, albowiem okazało się, że nie tylko świetnie się dogadują, ale również doskonale się dopełniają. Pragmatyzm Johna Watsona w połączeniu w geniuszem Sherlocka Holmesa to połączenie idealne! Co do samej postaci Watsona - polubiłam go od samego początku, co jest ogromną zasługą Martina Freemana, który fantastycznie pasuje do tego rodzaju ról. Watson okazał się nie tylko racjonalistą nieustannie krytykującego Sherlocka i jego postępowanie, ale wiernym jego kompanem, który czuje się odpowiedzialny za bezpieczeństwo przyjaciela i najlepszym przyjacielem, który zrobiłby dla niego wszystko, łącznie z oddaniem życia. 


Perłą Sherlocka jest niewątpliwie pierwszy czarny charakter serialu i największy wróg Holmesa - Moriarty. Psychopatyczmy, sadystyczny, przebiegły. Odkąd zaczął mieszać w serialu, to jego postać awansowała do mojego top3 czarnych charakterów kina, wyprzedził nawet Hannibala Lectera, co po raz kolejny jest zasługą fenomenalnej gry aktorskiej, irlandzki aktor Andrew Scott spisał się w roli człowieka, którego celem stało się zniszczenie (dosłownie i w przenośni) Sherlocka Holmesa. Oglądanie na ekranie magnetycznego, obdarzonego wielką charyzmą, imponującymi umiejętnościami w zakresie mimiki twarzy i modulacji głosu Scotta to niezwykła przyjemność. Jego rozmowy z Sherlockiem, jego podstępne intrygi należą do najciekawszych elementów serialu. Gwiazdą hitu BBC jest niewątpliwie również starszy brat Sherlocka, wysoko postawiony w hierarchii państwowej, człowiek rządu brytyjskiego, Mycroft Holmes, w rolę którego brawurowo wcielił się jeden ze scenarzystów serialu Mark Gatiss. Mycroft to człowiek raczej sprawiający wrażenie niesympatycznego gbura pozbawionego empatii i jakichkolwiek emocji nieustannie śledzący poczynania swojego młodszego brata. Z czasem jednak zyskuje sobie sympatię widzów, bo w sumie nie jest aż taki straszny, jak się wydaje. Okazuje się być błyskotliwym, choć irytującym człowiekiem, cierpliwie znoszącym wybryki Sherlocka i nieraz ratującym go z opresji. Mark Gatiss doskonale połączył te cechy swoją świetną grą aktorską. 

Andrew Scott jako Moriarty


Mark Gatiss jako Mycroft Holmes


Ciekawego charakteru nadaje serialowi postać inspektora Scotland Yardu, Grega Lestrade (w tej roli Rupert Graves). Wzbudzający sympatię Lestrade to jedna z dwóch, obok Watsona, najlepiej znająca Sherlocka osoba. Greg to człowiek pełen podziwu dla geniuszu Sherlocka Holmesa, często proszący go o pomoc w rozwiązaniu jakiejś sprawy, zawsze stający w obronie detektywa i usprawiedliwiający jego, często dziwne, wybryki. Niewątpliwie jest jego przyjacielem, chociaż ma pełną świadomość tego, jak trudne i wymagające są relacje z Holmesem. Silnym kobiecym akcentem produkcji jest (oprócz Molly i pani Hudson) Irene Adler - femme fatale w pełnym tego słowa znaczenia. Piękna, atrakcyjna, nieustannie kokietująca, podstępna intrygantka to kobieta niezależna, chadzająca własnymi drogami, niedostępna, pełna dystansu... do czasu spotkania z Sherlockiem, który podbija jej do tej pory chłodne serce i sprawia, że Irene traci kontrolę nad swoimi poczynaniami. Występująca w tej roli, przepiękna Lara Pulver spisała się rewelacyjnie, bardzo mi przypominała Gillian Anderson odgrywającą postać Bedelii w Hannibalu produkcji NBC.

Rupert Graves jako Lestrade

Lara Pulver jako Irene Adler
Jedyne ALE w przypadku obsady pojawia się przy postaci ukochanej Johna - Mary. Nic nie mam absolutnie do Amandy Abbington, powiem więcej, nie potrafię odmówić jej urody i niezwykłego talentu, ale w serialu jej postać jest zwyczajnie nieznośna - Mary psuje klimat Sherlocka, zwyczajnie tam nie pasuje, jest zbyt nachalna, zbyt irytująca - próba stylizacji postaci na kolejną strong woman serialowego świata mija się z celem. Mary brakuje klasy i sprytu Irene, delikatności Molly, ciętego języka pani Hudson, jej postać jest zbyt przerysowana, przez co sceny z jej udziałem należą do tych, do których powracam dosyć niechętnie. 





Sherlock to oczywiście nie tylko fenomenalni aktorzy, ale również znakomicie napisany scenariusz, Gatiss i Moffat dali z siebie absolutnie wszystko, co najlepsze. Każdy odcinek (mimo iż trwa niemal 1,5h) wciąga i angażuje widza. Nie możemy oderwać wzroku od ekranu, czekamy z niecierpliwością na kolejną dedukcję Sherlocka, intrygę Moriarty'ego, słowną potyczkę braci Holmes, złośliwości Sherlocka względem Grega i Johna. Od pierwszej minuty serialu kibicujemy bohaterom, myślimy nad przedstawianymi przez nich teoriami, snujemy własne - scenarzyści pozostawili widzom ogromnie szerokie pole do wyobraźni, co jest niezwykłym atutem produkcji. Dynamiczny montaż serialu, nowatorskie i intrygujące sceny, kiedy Sherlock analizuje historię życia obserwowanej osoby (czasami bywa to męczące, ale z reguły świetnie się bawię oglądając skaczące wokół postaci słowa-klucze), a także, a może przede wszystkim fenomenalna muzyka Davida Arnolda i Stevena Price'a budująca niepowtarzalny klimat XXI-wiecznego Londynu i egzystujących tam postaci. 



Wrażenie robi również sposób, w jaki zbudowano relacje Sherlock - John, Sherlock - Mycroft, Sherlock - Moriarty, Sherlock - Pani Hudson, Sherlock - Molly. Trudna przyjaźń łącząca Holmesa i Watsona została świetnie przemyślana i stworzona. Sherlock i John, chociaż ciągle się nie zgadzają i wzajemnie sobie dogryzają, niejednokrotnie udowadniają, że są w stanie zrobić dla siebie wiele, wszystko nawet. Jestem wielką fanką wszystkich rozmów toczonych przez nich (odcinek oparty na Psie Baskervillów to coś absolutnie fenomenalnego i niezwykłego), a także tego co działo się w trakcie i po sfingowanej śmierci Sherlocka (rozmowa telefoniczna, emocjonalna reakcja Johna, prośba wypowiedziana nad grobem detektywa). To wszystko sprawia, że relacja łącząca tę dwójkę należy do moich ulubionych. Pozostałe, charakteryzujące się niezmiennym wywyższaniem się i niedocenianiem drugiej strony przez Sherlocka Holmesa, zwłaszcza kiedy odzywa się w nim jednak obecna więź i emocje względem tych osób (dzielna obrona zaatakowanej pani Hudson, poświęcenie dla ratowania przyjaciół) oraz magnetyczny duet Sherlock-Moriarty to najlepsze dowody na to, jak wielką wartość ma ten serial. 


Nie ulega wątpliwości, że wszystko, co złożyło się na sukces serialu (od aktorów po kryminalne zagadki i intrygi) spowodowało lawinowy napływ tworów czysto fanowskich, takich jak liczne fanfiction, teorie na temat niektórych wydarzeń oraz słynny już Johnlock, o którym za chwilę. Muszę przyznać, że popularność jaką zyskała wariacja BBC na temat przygód detektywa - geniusza w ogóle mnie nie dziwi. Wręcz przeciwnie, spodziewałam się tego. Fantastyczny pomysł na uwspółcześnienie znanej od lat historii w połączeniu z doborową obsadą, genialną muzyką i świetnym montażem sprawiły, że Sherlock nie bez powodu zyskał rzesze fanów na całym świecie. Zgrzyt powoduje jednak jeden fakt dotyczący fanów i ich spekulacji. Nie od dziś wiadomo, że popularnym zabiegiem jest próba zbudowania więzi o podłożu seksualnym między bohaterami, zwłaszcza płci męskiej, co można zaobserwować w Hannibalu (2013). Wiele w tej kwestii zależy od oglądających, którzy dopowiadają sobie wiele rzeczy, spekulują, tworzą własne, fanowskie, wersje wydarzeń. Nie jestem niestety fanką takich zabiegów, co więcej, sprawiają, że tracę wiarę w poziom reprezentowany przez dany fandom. W moim przekonaniu, relacja łącząca Holmesa i Watsona to świetny przykład prawdziwej, trwałej męskiej przyjaźni w klasycznym wydaniu. Nie mogę ścierpieć ciągłego fascynowania się Johnlockiem i próbami wyswatania tej dwójki bohaterów przez fanów, co znajduje swoje odzwierciedlenie w licznych fanfiction, obrazkach i memach. No nie. Dla mnie osobiście, taka relacja traci, staje się czymś, co mnie odpycha i bulwersuje, bo kiedy ja zaczynałam przygodę z Sherlockiem, fascynowała mnie historia przyjaźni tych dwóch, i nie widziałam w tym absolutnie nic związanego z jakąkolwiek erotyką i seksualnością. To drażni. To irytuje. Postawienie sprawy w ten sposób sprawia, że pewne kwestie, takie jak przyjaźń właśnie są odsuwane na dalszy plan, seksualizacja każdej możliwej relacji jest dla mnie chora i w ogóle nieadekwatna do tego, co widzę na ekranie, dlatego pozostanę przy swoich przekonaniach i będę się podniecać tym, jak wspaniałymi i lojalnymi przyjaciółmi są, a nie jak dobrą byliby parą. 


Sherlock to doskonały wybór dla tych, dla których liczy się przede wszystkim dobre aktorstwo, perfekcja w kwestiach czysto technicznych (montaż, operowanie kamerą i te rzeczy) i oglądanie z mózgiem i w skupieniu. Oglądając ten serial cały czas trzeba być czujnym, aby zrozumieć wszystkie teorie i tropy, na jakie wpadają nasi bohaterowie - Sherlock nie nudzi, motywuje widza do samodzielnego myślenia i próby rozwiązania zagadki, sprawia, że nie można oderwać wzroku od ekranu, a długi czas trwania nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Co więcej, to doskonała rozrywka nie tylko dla pasjonatów twórczości Coyle'a, ale również dla tych, którzy nigdy nie mieli z nią do czynienia i chcą poznać sylwetkę najsłynniejszego detektywa w historii literatury albo poszukują dynamicznego, solidnie zrobionego, dopracowanego serialu, który wciąga i nie zanudza. 





~R.

3 komentarze:

  1. Jestem fanką tego serialu już od jakiegoś czasu. Twoja recenzja dokładnie oddaje to, co nim myślę. :) Johnlock ? Też jestem na nie. Przyjaźń Johna i Sherlocka jest cudowna - i przy tym zostańmy. Jednego mi tutaj brakowało - nie poświęciłaś żadnego zdania Molly (która jest moją ulubioną bohaterką) - przecież ona dużo wnosi do serialu i ma wpływ na wydarzenia jakie się w nim toczą. Oprócz tego - super ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ^^ cieszę się, że zgadzamy się w kwestii Johnlocka </3. Co do Molly, tu mi nie starczyło czasu, ale następnym razem nie omieszkam wspomnieć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się nie mogę doczekać ! :) Lecę czytać resztę Twoich postów. :)

      Usuń