Chyba nie znam osoby, która nie wychowałaby się (chociaż w minimalnym stopniu) na bajkach Disneya. Zakochany kundel, Tarzan, Król Lew, Królewna Śnieżka, Mój brat niedźwiedź, Pocahontas - bajki, które kojarzą wszyscy, bajki ponadczasowe, bo disneyowskie - mądre, zawsze zakończone morałem, rozśpiewane, wciągające nie tylko najmłodszych. Ostatnimi czasy obserwuje się jednak powolne odchodzenie od klasycznych, uwielbianych przez wszystkich, animacji, które podbijały nasze dziecięce serca. Obecne ekipy wielkich wytwórni raczą nas ostatnio bajkami, które bez cienia wątpliwości możemy nazwać raczej przeciętnymi - ot, obejrzało się, i tyle. Nie pozostaje w pamięci, nie zachęca do ponownego obejrzenia. Oczywiście, z pewnymi wyjątkami. Disney (Dreamworks w większości też) jest jedną z nielicznych wytwórni, które jak na razie nie zawiodły (albo nie zrobiły tego w jakiś bardzo bolesny sposób), wręcz przeciwnie, w roku 2010 i 2013 Disney zachwycił świat dwoma bardzo dobrymi filmami animowanymi (kolejno) Zaplątanymi i Krainą Lodu (choć wolę tytuł Frozen). Obie produkcje weszły do kin i od razu wywołały olbrzymi entuzjazm wśród najmłodszych i tych nieco starszych. Po premierze Krainy Lodu zaczęło również oba filmy animowane porównywać i mimo że portal filmweb.pl pokazuje, iż to Kraina Lodu wygrywa ten pojedynek (187 miejsce w rankingu wobec 213 miejsca zajmowanego przez Zaplątanych 5 VI 2015 r.), to moim skromnym zdaniem, to Zaplątani wiodą prym. Dlaczego? O tym w dzisiejszym poście.
Co w Zaplątanych jest lepsze i ciekawsze niż w Krainie Lodu? Zdecydowanie fabuła, a właściwie sposób jej realizcji. Co mamy w Zaplątanych? Piękną historię nieoczekiwanych narodzin miłości, pogoń za marzeniami, redefinicję prawdziwych pragnień, wewnętrzną przemianę, odwieczną walkę dobra ze złem. Co oferuje nam Kraina Lodu? Równie piękną historię siostrzanej miłości, trudny proces rozumienia słowa "miłość" przez bohaterów, walkę z samym sobą, urzeczywistnienie powiedzenia "pozory mylą". Obie historie piękne, mądre i jak przystało na Disneya i jego moralizatorskie powołanie - pouczające. Ale. Mimo tego, iż obie bajki trwają około półtorej godziny, przy czym Kraina Lodu jakieś dziesięć minut dłużej, to ekipa pracująca nad Zaplątanymi lepiej poradziła sobie z napisaniem scenariusza. W Krainie Lodu wszystko dzieje się za szybko, jest jakby niedokończone, pourywane, wątki zbyt chaotycznie się ze sobą przeplatają, nie ma czasu na pokazanie przyczyn pewnych wydarzeń, rozbudowania wątków (jak chociażby relacji między Elsą a Anną), natomiast Zaplątani to animacja, w której maksymalnie wykorzystano czas jej trwania, aby dokładnie, powoli i wyczerpująco opowiedzieć przedstawianą historię, pokazać, co i w jaki sposób się zmienia. Oglądając Zaplątanych nie czułam się tak, jakbym oglądała urywki lub dłuższy trailer, czego nie mogę powiedzieć o Krainie Lodu, gdzie zanim konkretnie się przyjrzałam, o co chodzi, to już się skończyło. Niedobrze. To działa na niekorzyść. Od tak świetnego pomysłu na bajkę, jakim była Kraina Lodu oczekiwałam czegoś, co mnie zaskoczy, czegoś, czego jeszcze nie widziałam. I pomyliłam się, a przyznaję, że po świetnej premierze Zaplątanych, moje oczekiwania były dosyć duże.
Co jeszcze drażni w Krainie Lodu, a zachwyca w Zaplątanych? Postaci. Nie ma nic bardziej drażniącego niż niedopracowanie bohaterów. A to właśnie zaserwowali nam twórcy Krainy Lodu. W Zaplątanych mamy Roszpunkę - osiemnastoletnią, zaginioną księżniczkę o włosach obdarzonych magicznymi właściwościami, artystyczną duszę, szaloną marzycielkę, Flynna Ridera (wł. Julka Szczerbca) - drobnego złodziejaszka, podstępnego egoistę, zapatrzonego w siebie przystojniaka, który zmienia się pod wpływem poznanej Roszpunki, Gothel - czarownicę, która jest dla Roszpunki matką, jedyną osobą, z którą ma kontakt przez poznaniem Flynna, przebiegłą, okrutną wykorzystującą dar Roszpunki do własnych celów. Oprócz tego para królewska, czyli prawdziwi rodzice Roszpunki, dwóch nieciekawych zbirów, dowódcę gwardii z niemieckim akcentem, karczemną gawiedź pozornie nieprzyjemnych typów i to, bez czego żadna bajka Disneya się nie obejdzie, czyli zwierzaki - najwierniejszy kompan Roszpunki, czyli kameleon oraz tropiący Flynna wierzchowiec gwardzisty, Max. Kraina Lodu oferuje nam natomiast Elsę - księżniczkę o niezwykłym darze, który staje się jej przekleństwem, nieumiejącą sobie poradzić z własnymi umiejętnościami, Annę - młodszą siostrę Elsy, niedojrzałą, szaloną romantyczkę, nierozumiejącą złych relacji (a właściwie ich braku) między nią a siostrą, Kristoffa - człowieka puszczy trudniącego się dostarczaniem lodu, zakochanego w Annie, pomagającej jej w poszukiwaniu siostry, Hansa - szarmanckiego księcia z sąsiedniego kraju, który nie jest tym, za kogo się podaje, Księcia - starszego pana chcącego przejąć władzę w królestwie odziedziczonym przez Elsę, Pabbiego - sympatycznego trolla (czy innego stwora) oraz Olafa - bałwana o gorącym sercu i wiele innych mniej znaczących postaci, w tym oczywiście renifera Kristoffa - Svena (Max, czy to Twoje nowe wcielenie?). Słowem, sporo tego. I to jest wada Krainy Lodu. Zaplątani to opowieść, gdzie postaci są silnie zarysowane, mocno określone, z biegiem czasu poznajemy je coraz lepiej, ich przeszłość i to jacy są naprawdę. Mamy również jasno określony czarny charakter (i pomagierów), który miesza chcąc osiągnąć własne korzyści. W Krainie Lodu, nie dość, że postaci jest dużo to ich sylwetki są zwyczajnie lekko tylko zarysowane, przez co ich obecność robi raczej średnie wrażenie, nikogo lepiej nie poznajemy, z nikim się nie utożsamiamy. Elsa, która z założenia miała stać się postacią negatywną, jest nią może przez kilka minut - co generalnie mocno psuje odbiór bajki, relacje między Kristoffem a Anną rodzą się szybciej niż Olaf topnieje w letnim słońcu. Dramat. Poza tym, niestety, ale w Krainie Lodu widzę zbyt dużo zbyt nachalnych nawiązań do Zaplątanych (Anna wzorowana na Roszpunce, Sven a Max, dramatyczny wyścig z czasem Kristoffa a odciecz Flynna).
Co zachwyca w jednej i drugiej animacji? Niewątpliwie muzyka. Disney znany jest z tego, że jego filmy animowane są przepełnione piosenkami i piękną muzyką. I w tych przypadkach nie jest inaczej. Alan Menken (kompozytor-weteran disneyowskich bajek) w Zaplątanych i Christopher Beck w Krainie Lodu nie zawiedli. Obie bajki to opowieści okraszone rewelacyjną muzyką, co szczególnie widać w piosenkach (niestety, sama ścieżka dźwiękowa towarzysząca bohaterom jest zwykle, niesłusznie, pomijana). I've got a dream (Marzenie mam), I see the light (Po raz pierwszy widzę blask) w Zaplątanych oraz Do you wanna build a snowman (Ulepimy dziś bałwana?), Let it go (Mam tę moc), Love is an open door (Miłość stanęła w drzwiach) czy For the first time in forever (Pierwszy raz jak sięga pamięć) to wzbudzające zachwyt piosenki energiczne, pełne emocji, które żyją własnym życiem, niezależnie od animacji (Let it go czy Do you wanna built a snowman doczekały się nawet setek przerobionych wersji), idealnie zaśpiewane przez Mandy Moore (Zaplątani) oraz Idinę Menzel i Kristen Bell (Kraina Lodu).
Poniżej również piękna ścieżka dźwiękowa do Zaplątanych, dzieło Alana Menkena:
W obu animacjach niezwykłe wrażenie robi również sama grafika. Włosy Roszpunki, setki lampionów puszczonych w wieczorne niebo, scena tańca w królestwie w Zaplątanych oraz powstawanie zamku Elsy czy sprowadzanie zimy na królestwo i pozbywanie się śniegu z Arendell to niewątpliwie perełki disneyowskiej animacji. Co więcej, Disney nie byłby sobą, gdyby bajki tej wytwórni nie pouczały najmłodszych (i nie tylko) widzów. I zarówno Zaplątani, jak i Kraina Lodu ten morał w sobie mają. Z Zaplątanych wiemy, że należy spełniać marzenia, dowiadujemy się, że nie zawsze to, co nam się wydawało, jest naszym prawdziwym pragnieniem, miłość zmienia każdego, miłość rodzi się nawet z największych przeciwieństw, czasem ci, którzy powinni chcieć dla nas jak najlepiej okazują się być tymi, którzy robią nam największą krzywdę, miłość zwycięża wszystko, dobro zawsze wygrywa. Kraina Lodu uczy nas o potędze miłości (to nie tylko ta między kobietą a mężczyzną), o tym, że miłość nie rodzi się w pięć minut, a książę nie zawsze jest tym, za kogo się podaje, prawdziwa miłość równa się zdolność do poświęceń, nie opłaca się być chłodnym i odcinać się od tych, którzy nas kochają. Oh my Disney...
Co boli w jednym i drugim? Dubbing. Konkretnie polski. Ojciec polskiego dubbingu Wojciech Paszkowski powinien się zastanowić nad tym, czy nie dopadło go zawodowe wypalenie. Ilość wyreżyserowanych przez niego bajek/filmów/innych produkcji w języku polskim jest imponująca, ale zarówno w Zaplątanych, jak i Krainie Lodu Paszkowski zaliczył bolesne porażki. Polska ekipa nie poradziła sobie z językowymi niuansami typowymi dla angielskiego i starając się maksymalnie oddać sens oryginalnych słów, zapomniała nieco o tym, jaki jest język ojczysty. Dobór aktorów użyczających głosu również nie powala. Maciej Stuhr, chociaż uroczy i zdolny, nie podołał dubbingowaniu Flynna, z czym Zachary Levi w oryginale nie miał najmniejszego problemu. Polska wersja językowa dla Krainy Lodu to (oprócz genialnego Mozila jako Olafa) totalna klęska - Katarzyna Łaska śpiewająca partie wokalne Elsy to obraza dla Idiny Menzel.
Podsumowując, bajki i wszelkie inne animacje, jakie proponuje nam Disney nigdy się nie znudzą, chociaż ich forma ewoluowała na przestrzeni lat, to wciąż cieszą się one niesłabnącą popularnością. Każdy, kto usiądzie przed ekranem, w minutę staje się na powrót dzieckiem. Animacje Disneya zawsze będą niepowtarzalne, wyjątkowe i zapadające w pamięć. Tacy są też Zaplątani, taka jest Kraina Lodu. Chociaż osobiście wolę Zaplątanych i zawsze będę stała murem za ich fenomenem i wytykała nieścisłości Krainy Lodu i potraktowane po macoszemu postaci, to obie animacje podbiły moje serce i wywarły ogromne wrażenie. Wielkie brawa za tak oryginalne podejście do historii znanych od pokoleń i opowiedzenie ich na nowo. Wszystkich, którzy nie widzieli gorąco zachęcam do obejrzenia.
~R.
Ciekawy post... Obie bajki lubię, choć najbardziej kocham te stare animacje Disney'a. W kwestii dubbingu się zgadzam. W starych bajkach dubbing polski był świetny (najbardziej kocham piosenki z Pocahontas, Dzwonnika z Notre Dame) ale teraz to nie to samo :/
OdpowiedzUsuńWiadomo, stary Disney to najlepszy Disney, ale wszystko biegnie z duchem czasu, szkoda trochę. Też uwielbiam Pocahontas i Dzwonnika ^^
Usuń90% artykułu to święta prawda.Zgodzę się z prawie wszystkim.. I tu bez sensu byłyby wyliczenia z czym się zgadzam, więc napiszę tylko z czym się nie zgadzam - dubbing. Według mnie jest rewelacyjny, a oglądałam zarówno w wersji polskiej jak i angielskiej... Polska wersja "Mam tę moc" według mnie jest świetna, nawet nie wiem czy nie lepsza niż angielska. Nie lubię tych angielskich, wypielęgnowanych głosów. A największym błędem jaki robisz to niedocenianie Stuhra >.< Maciek wypadł REWELACYJNIE w roli Julka. Poza tym, czy tylko ja tam słyszę "Uwielbiam zapach NAPADU poranku"?Skąd się wziął napalm? o.O Intonacja, modulacja głosu, ton i barwa Maćka są rewelacyjne i jak porównywałam kiedyś ze współlokatorką Stuhra i innych aktorów podkładających głos pod Flynna to Maciek zdecydowanie był naszym numerem jeden(chociaż dwóch czy trzech aktorów było blisko). Piosenka w jego wykonaniu jest również superowa- Flynn był złodziejem, a nie zawodowym piosenkarzem, dzięki czemu pewne chropowatości głosu brzmiały realniej. Z całą pewnością jeszcze się wypowiem i dopiszę dalszy ciąg tego komentarza, ale to nie teraz XD Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńHm, co do tego nieszczęsnego dubbingu, również oglądałam obie wersje, jakoś jedna po drugiej dla porównania i jednak dla mnie wersja oryginalna jest o wieeele lepsza, nie mówię, że Stuhr był totalnym nieporozumieniem (były świetne momenty), ale to nie ten głos, który sobie wyobrażałam. Czekam na dalszą część komentarza ^^ :D
OdpowiedzUsuńps. racja z tym napadem, ale fail...XDXD
Dla mnie 'Zaplątani' pod względem scenariusza to tandeta i dlatego długo nie chciałam obejrzec 'Krainy lodu' bo myslalam ze będzie równie zła i czasy Disneya już za nami. Ale na szczęscie 'Frozen' okazało się dla mnie ciekawe zwłaszcza postac Elsy. Nie rozumiem jak fakt ze nie jest jednoznacznie zła postacia i nigdy nie była, psuje odbior bajki. W porównaniu z Roszpunką jej postac wypada bardzo wiarygodnie i gleboko bo zachowuje sie ona jak osoba która spedzila lata w odizolowaniu czyli jest pelna leku i rezerwy. Cala akcja opiera sie na tym ze probuje przelamac swoje bariery i to jej sie udaje ale bardzo mozolnie i z pomoca Anny i na poczatku jest to bolesne. Podczas gdy Roszpunka wyszła sobie z wieży jakby nigdy nic bez żadnej traumy mimo ze spedzila duzo czasu samotnie jedynie z czarownicą wiec jej umiejetnosci spoleczne powinny byc na wiele nizszym poziomie. Przepraszam bardzo ale to bylo tak plytkie że naprawde mnie zniechecilo do tej bajki. I nie dam sie przekonac ze to tylko bajka wiec mozna splycic calkiem bohaterow bo Disney juz udowodnil np. w Dzwonniku ze da sie zrobic bajke z madrymi postaciami. Nie wypisze wszystkiego ale podobało mi sie tez np. przełamanie schematu dobrego ksiecia i milosci od pierwszego wejrzenia we Frozen i ze istnieja bohaterowie niejednoznacznie zli którzy potrafia dobrze klamac i sie maskowac. Tak samo siostrzana milosc.
OdpowiedzUsuń