sobota, 30 maja 2015

Żuławski vs Komasa, czyli dlaczego nie powinno się zmieniać reżyserów.

Tym razem krótko. Krew z krwi to jeden z moich ulubionych seriali, ogólnie, nie tylko polskich, ale sprostuję, moje serce podbił pierwszy sezon, niedawno rozpoczęty sezon numer dwa figuruje w mojej świadomości pod nazwą: zniszczony, podeptany potencjał lub profanacja serii pierwszej. Xawery Żuławski - główny reżyser pierwszego sezonu serialu Krew z krwi. Przyznam szczerze, że ogólna ocena całego jego dosyć niewielkiego dorobku reżyserskiego jest mocno średnia (Wojna polsko-ruska to dla mnie pomyłka nad pomyłkami i wszystko pomyłki), ale jego wynik jego reżyserskiej pracy na planie Krwi z krwi bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, o czym obszernie opowiedziałam post wcześniej. Co do niejakiego Jana Komasy. O tym człowieku niewiele dobrego mogę powiedzieć. Zarówno Sala Samobójców, jak i Miasto 44 okazały się produkcjami nietrafionymi (dla mnie), chociaż wiem, że Miasto 44 zbierało dosyć pochlebne recenzje (czego do tej pory nie pojmuję). Mimo rewelacyjnego pomysłu na fabułę do oryginalnego Powstania Warszawskiego (2014), nazwisko Komasy od zawsze kojarzy mi się z czymś nieudanym, tandetnym, nudnym, ckliwym i pseudojakimś. Dlatego, gdy oczom moim ukazała się informacja, że to on przejmie reżyserię drugiego sezonu Krwi z krwi, lekko mnie zamurowało. Mimo iż Jan Komasa jest młodszy od Xawerego Żuławskiego o niemal 10 lat, to ten pierwszy sprawił, że ten wspaniały serial zaczął przypominać jałowe, płaczliwe historyjki rodem z Klanu połączone ze scenami wzorowanymi na amerykańskich filmach sensacyjnych/akcji. 



Topa i Kulesza wraz z reżyserem drugiego sezonu Janem Komasą


Ekipa pierwszego sezonu: (od prawej) Simlat, Kuna,
 Kulesza, Bonaszewski z reżyserem Xawerym Żuławskim


Już fabuła drugiego sezonu mnie mocno rozczarowała. Carmen (przypominam: świadek koronny) wraca po trzech latach do kraju. I gdzie zostaje ulokowana? W Elblągu, jakby nie było, całkiem niedaleko rodzinnej Gdyni. Nie powiem, duże ryzyko, i mimo wyjaśnień w serialu, dlaczego akurat ściągnięto ją akurat do Elbląga, gdzie wcale wciąż nie grozi jej wielkie niebezpieczeństwo, nadal jest to dla mnie niezrozumiałe i naciągnięte do potrzeb serialu. 
Pełna obaw szybko zaczęłam szukać informacji o nowych bohaterach serialu. Po premierze pierwszego odcinka byłam pełna optymizmu. Grono aktorskie serialu zasilili nowi, zdolni aktorzy, m.in. ciężka do rozpoznania, ale nadal genialna Kinga Preis w roli odpychającej pani prokurator Reszke, która skutecznie będzie utrudniać Carmen życie, utalentowana Roma Gąsiorowska w zupełnie nowej, szokującej odsłonie, w roli żony Wiktora Roty - Ewy, charyzmatyczny i wyrazisty Piotr Głowacki jako więzień Speedy, nieznany mi wcześniej Tomasz Sobczak, który wcielił się w inspektora Kłosa, przyjacielsko (?) nastawionego do Carmen, Bartłomiej Topa, jak zawsze niezawodny, którego tym razem możemy podziwiać w roli mężczyzny, w którym zakochała się Carmen, Jana oraz Wiesław Komasa (syn jego talentu po ojcu niestety nie odziedziczył) odgrywający postać dawnego wspólnika, teraz wroga Andrzeja Roty - Rosiaka, który postanowił mu wszystko odebrać w ramach zemsty za krzywdy w przeszłości. Wróciła Kulesza,  wrócił Bobrowski, Grałej nadal w formie, Bonaszewski równie tajemniczy (ale bardziej rozmowny), Musiał wydoroślał, Andrzejewski nie stracił energii i zapału. Słowem, jest nadzieja. Bardzo byłam szczęśliwa, kiedy tak silna ekipa miała zająć się graniem w serialu. Bardzo szczęśliwa. Tym boleśniejszy było zderzenie w okrutną rzeczywistością, którą zafundował nam Komasa. 

Komasa Senior jako Rosiak oraz Szymon Bobrowski w roli Bronka



Fabuła, nie powiem, mimo tego Elbląga miała potencjał. Carmen wraca układać sobie życie w Polsce, znajduje mężczyznę, którego obdarza miłością,  odnajduje Sandrę (Izabela Kuna), chce zacząć od nowa, pod innym nazwiskiem, w innym miejscu. Jednak jej braciszek, Wiktor, nie zamierza dać jej spokoju. Dzięki jej zeznaniom wychodzi z więzienia i niemal pierwszego dnia wplątuje się w kłopoty, ale tym razem nie kradnie towaru, a podpada zarówno Bronkowi, jak i dilerowi Holendrowi. Przez niego, Carmen ponownie musi stanąć twarzą w twarz z przestępczym światem, od którego chciała uciec. Zaczyna się robić nieciekawie. 


Kulesza jako Carmen Rota-Majewska


Cóż, niestety całkiem interesująca fabuła i próbujący ją udźwignąć aktorzy na nie wiele się zdali wobec tego, co wyczyniał Komasa i scenarzyści (ciągle ci sami). Minęło już 8 odcinków, które spokojnie można by zmieścić w 4 epizodach. Komasa spowolnił akcję, spłaszczył ją, odebrał serialowi charakterystyczną dynamikę, odarł w aury tajemniczości i niepokoju. Z dawnego genialnego serialu pozostali nadal wspaniali aktorzy, których niestety przygniotły koszmarki w scenariuszu i wymysły reżysera. Carmen stała się ofiarą ckliwego love story z Janem (Bartłomiej Topa) w roli głównej pełnego dramatów, cichych dni, ciągłych powrotów oraz (o zgrozo) miała pecha, bo trafiła na wyjątkowo nieprzyjemną prokurator Reszke, która wygląda tak, jakby urwała się z amerykańskiego filmu sensacyjnego - sceny z nią to pełne niedomówień dialogi, melancholijne spojrzenia w dal, bieganie wokół samochodu z wymownym "ku*wa" na ustach, pełne milczenia i półsłówek przesłuchania - poczułam się trochę, jakbym oglądała jeden z tych filmów typu masz prawo zachować milczenie, czyli synteza amerykańskiego kina i w11. Bolesne doświadczenie. Co więcej, scenariusz przestał budzić w nas niepokój, otaczać całą historię piękną i niepokojącą równocześnie aurą tajemnicy, wszystko mamy podane jakby na talerzu, nie musimy zastanawiać się, kto za czym stoi, bo wszystko jest pięknie pokazane na ekranie. Dialogi między bohaterami, skrajnie płaczliwe i ckliwe (tak się bałem, że mogę cię już więcej nie zobaczyć...), przez teatralne (kosztem pokrzywdzenia postaci Romy Gąsiorowskiej) aż po po prostu idiotyczne, które aż proszą się o wycięcie (gangsterski slang wersja polisz amerika, nie polecam). 


Kinga Preis jako prokurator Reszke i Tomasz Sobczak w roli Kłosa

To wszystko, co urzekło mnie w pierwszym sezonie, a mianowicie, tajemnica, brutalność, niepokój, rewelacyjny scenariusz, jakiś tam element psychologii w tym wszystkim, zaskakujące plot twisty, dynamika wydarzeń, zostało podeptane przez Jana Komasę i zastąpione ckliwością, zbytnim rozciągnięciem scenariusza, sprzecznościami, rażącą w oczy inspiracją filmami amerykańskimi, dziwnymi zdarzeniami pozbawionymi logiki i związku przyczynowo-skutkowego. Pozostała tylko fantastyczna, przegenialna, perfekcyjna obsada, dzięki którym jeszcze nie dałam sobie spokoju z tym serialem. Wniosek jest taki, że zmiana reżysera między sezonami może być niezbyt dobra w skutkach, bolesna dla widza i będąca obrazą dla poprzednika. 
~ R. 

1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń