poniedziałek, 25 maja 2015

Muzyka we mnie – w muzyce ja* - Patrick Wolf

Za co kocham Wielką Brytanię? Wiadomo, royal family, Big Ben, ryba z frytkami, czerwone autobusy, Beatlesi, aktorzy. Mogłabym tak wymieniać bez końca, wszystko, co brytyjskie, jest obiektem moich fascynacji. Gdzieś na tej niezmiernie długiej liście zatytułowanej "Z miłości do UK" plącze się pewne nazwisko, nazwisko muzyka urodzonego w Londynie, nazwisko człowieka-orkiestry, nazwisko człowieka o niesamowitej wrażliwości i charyzmie, nazwisko Patricka Wolfa. To właśnie jemu poświęcę dzisiejszy wpis. 






Patrick Wolf urodził się 30 VI 1983 roku w Londynie, zatem jest artystą dosyć młodym, który jednak może pochwalić się pokaźnym dorobkiem muzycznym, ponieważ wydał już 6 płyt w przeciągu 9 lat. Jego twórczość krąży głównie wokół mojego ukochanego folku (zwłaszcza galickiego i celtyckiego), chociaż Wolf chętnie sięga również po elementy jazzu i muzyki elektronicznej. Trzykrotnie zagrał dla polskiej publiczności (dwa razy w warszawskiej stodole i raz we Wrocławiu).


P. Wolf w Stodole, zdjęcie R. Wakowski


Jak trafiłam na Patricka Wolfa? Moja przygoda z jego wspaniałą muzyką rozpoczęła się na portalu lastfm.pl. W poszukiwaniu czegoś nowego, świeżego, czego wcześniej nie znałam trafiłam na profil pewnej dziewczyny, która miała kilka tysięcy odtworzeń utworów tego artysty. Dało mi to do myślenia i szybko włączyłam youtube'a. Pierwszą piosenką, którą poznałam było The magic position.


Początkowo nie wywarło na mnie to żadnego wrażenia. Raził mnie klip, raził mnie image tego człowieka, ale coś mnie poruszyło w jego głosie. Bardzo  męskim, głębokim i jednocześnie czasami chłopięcym, rozemocjonowanym. Zaciekawiła mnie maniera w głosie Wolfa - pełna nonszalancji, emocji, dzięki której on nie tylko śpiewa, ale tworzy duże show, pewien performance (którego cele zna tylko on sam). Chciałam więcej, zaczęłam przeglądać jego biografie, playlisty z youtube'a, łapczywie poznawałam kolejne i kolejne utwory. Zaczęłam zmieniać zdanie. Zobaczyłam, już nie zniewieściałego dziwaka, a wrażliwego indywidualistę, który robi to, co kocha - śpiewa, tworzy. Niebanalny, oryginalny, specyficzny, wyjątkowy, poruszający. Taki jest Patrick Wolf. Takie są jego piosenki. The magic position trafiło do mojego top3 jego piosenek, uplasowało się na 3. miejscu. Dwa pierwsze zarezerwowane są kolejno dla The city oraz The days.



Swoją drogą, Patrick Wolf każdym swoim teledyskiem udowadnia, że ma nie tylko potężny głos, ale i odznacza się kunsztem w tworzeniu swoich klipów - zawsze są pomysłowe, oryginalne, często bardzo dziwne, czasami wzbudzają uśmiech, ale zawsze są pewnym malutkim dziełem sztuki. Oto dowód, teledysk do piosenki House:




Wszystkie utwory wyżej to piosenki raczej wesołe, odpowiednie, kiedy chcemy się zrelaksować w majowe popołudnie, ale Patrick Wolf potrafi być również nostalgiczny, melancholijny i przygnębiony. W jego twórczości znajdziemy też takie piosenki, które są odpowiednie w listopadowe, deszczowe wieczory, kiedy naszemu nastrojowi daleko od letniej radości z życia. Są to piosenki przepełnione żalem, jakąś tęsknotą, przepięknie skomponowane, wzruszające. Przedstawiam wam London i Together:





Na zakończenie kilka słów na temat samego Patricka Wolfa. Jego powierzchowność, ubiór, styl bycia często budzi skrajne emocje, często pojawiają się negatywne, agresywne komentarze dotyczące jego osoby. Czy mi to przeszkadza? Absolutnie nie. Owszem, na początku to, jak wygląda i jak się zachowuje, odrobinę mi przeszkadzało, ale z czasem spojrzałam na to z innej strony i doceniłam tę jego dziwactwa i inność, myślę, że to część wizerunku, który sobie stworzył, część jego artystycznego "ja", które niewątpliwie robi wrażenie. Mam nadzieję, że i Wy to zauważyliście, i doceniliście. 


~R.

















*słowa autorstwa Anny Marii Jopek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz